AKTUALNOŚCI

Okulary DLA Filipin, czyli Agnieszka Doberschuetz wraz z córkami

dnia: 10.06.2016 - 09:45

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o Filipińczykach i Filipinach, wolontariacie, podróżowaniu z dziećmi, chcecie poznać kulisy misji optycznej OKULARY DLA FILIPIN i dowiedzieć się, jak zaangażować swoje pociechy w pomoc innym, no i - oczywiście - jeśli chcecie poznać nasze bohaterki - Agnieszkę Doberschuetz oraz jej córki - Tonię i Lidkę - przyjdźcie koniecznie 18 czerwca do Sali Inter w żagańskim pałacu, start - godz. 18.
Wstęp - wolny.

Agnieszka Doberschuetz z Gorzowa Wlkp. zorganizowała misję optyczną na Filipinach. "Postanowiłam, że moje córki: 7- i 11-letnia, pojadą z nami. Żeby uczyć się pomagać, ale też doceniać swoje uprzywilejowane życie, na które zdarza im się obrazoburczo
narzekać."
I właśnie Agnieszka wraz z córkami - Lidką i Tonią, będą naszymi kolejnymi gośćmi w ramach SPOTKAŃ Z PODRÓŻNIKAMI I LUDŹMI GÓR.
Więc jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o Filipińczykach i Filipinach, wolontariacie, podróżowaniu z dziećmi, chcecie poznać kulisy misji i dowiedzieć się, jak zaangażować swoje pociechy w pomoc innym, no i - oczywiście - jeśli chcecie poznać nasze bohaterki - Agnieszkę, Tonię i Lidkę - przyjdźcie koniecznie 18 czerwca do Sali Inter w żagańskim pałacu, start - godz. 18.
Wstęp - wolny.

Organizatorzy:
Fundacja PIĘTRO WYŻEJ
Centrum Kultury w Żaganiu
Pałac Książęcy sp. z o.o.
Speleoklub BOBRY Żagań


O to szersza opowieść Agnieszki o "OKULARACH DLA FILIPIN":

OKULARY DLA FILIPIN
Wraz z córkami prawie 3 lata spędziłam w Cebu na Filipinach. Ja pracowałam, starsza chodziła do zerówki, a potem do szkoły, młodsza stawiała pierwsze kroki, uczyła się mówić (po polsku, angielsku iw lokalnym dialekcie Cebuano) i jeść ryż zamiast pić mleko. Cebu to było dobre, spokojne miejsce do
Życia w archipelagu Visayas.
Było, bo w listopadzie 2013 roku północną
część wyspy spustoszył rekordowy w dziejach meteorologii tajfun Yolanda, poprzedzony serią trzęsień ziemi na niespotykaną w tym rejonie skalę (ponad 2000 wstrząsów wtórnych!). Nas już tam nie było, bezpiecznie
kontynuowałyśmy życie w Gorzowie Wielkopolskim.
W Cebu wszystkie zostawiłyśmy kawałek serca,
przyjaciół i ciepłe wspomnienia. Nic dziwnego, że po prostu musiałyśmy COŚ zrobić. W naszej sytuacji rodzinnej natychmiastowy wyjazd wolontariacki nie wchodził w grę -
finansowo, logistycznie, terminowo (szkoły)...
Rok po kataklizmach udało mi się wyjechać na rekonesans. Zniszczenia i potrzeby okazały się ogromne. Z biegu zostałam asystentką brytyjskich dentystów, którzy zorganizowali w Cebu misję stomatologiczną. Przeżycie jak z horroru -
młodzież, która w wieku lat -nastu po raz pierwszy siedziała na fotelu dentystycznym. Stan uzębienia młodych pacjentów –
krytyczny.
Większość z nich musiała poddać się wielokrotnym ekstrakcjom i leczeniu kilku zębów na raz. I nikt nie narzekał, nie płakał, nawet nie pisnął! Pogodzenie się z losem, sytuacją, pogoda ducha i wdzięczność – mimo tak ciężkiego życia –
to cechy, które w Filipińczykach najbardziej cenię.
Postanowiłam zrobić coś więcej. Skontaktowałam się z Maćkiem Ciebierą, optometrystą, który wraz z Romualdem Koperskim niejednokrotnie badał wzrok na Syberii, a z własnej inicjatywy także w Afryce.
Nie zastanawiał się nawet 5 sekund. Ruszyliśmy z organizacją wyprawy, szukaniem patronów, sponsorów, zbiórką pieniędzy, promocją. Tylko okularów nie musieliśmy już zbierać - z poprzednich akcji Koperskiego pozostało ich jeszcze mnóstwo.
Postanowiłam, że moje córki - wówczas 7-
i 11-letnia, pojadą na misję wraz z nami. Żeby uczyć się
pomagać, ale też doceniać swoje uprzywilejowane życie, na które zdarza im się obrazoburczo narzekać. Było to wyzwanie karkołomne. Loty - jak najtańsze -
udało się opłacić z pieniędzy zebranych na Polak Potrafi. Najtańsze, więc nie najwygodniejsze - w
tę i z powrotem leciałyśmy... 108 godzin! W drodze powrotnej
z młodszym dzieckiem poparzonym przez meduzę.
Ale warto było! Dziewczyny dały radę, starsza, Lidia, przeszkolona przez Maćka była wymiernym pomocnikiem.
Fizycznie przebadanie takich tłumów pacjentów w warunkach mało komfortowych, przerastało każdego z nas z osobna. Ale razem udało nam się pomóc 256 osobom, w tym więźniarkom -
rękodzielniczkom. Tonia, wraz z moim kuzynem Marcinem, który na tydzień wybrał się do Cebu, by
nam pomóc (a wyjechał stamtąd... 13 miesięcy później!) dobierała odpowiednie ramki i szkła. Ja zajęłam się głównie logistyką, organizacją i komunikacją z pacjentami (znając podstawy dialektu Cebuano).
Wbrew pozorom kilka dni intensywnych badań kosztowało nas sporo nerwów i wysiłku. Maciek się rozchorował. Ponieważ mówiono o nas w radio i TV, dochodziły demotywujące, hejterskie komentarze podważające sensowność naszych działań: po co okulary, po co my tam, na Filipinach, czy nie lepiej taką pomoc zorganizować na miejscu. Naszym celem długofalowym jest stworzenie sieci pomocowej pośród zamożnych mieszkańców Filipin. Niestety, budowanie jej jest bardzo mozolne. W kraju, w którym przepaść między oburzającym wręcz bogactwem, a skrajnym ubóstwem jest ogromna, pomaganie i dzielenie się z potrzebującymi nie jest sprawą oczywistą. Przed nami długa droga, ale wierzymy w moc mechanizmu śnieżnej kuli: kilka osób w Cebu podchwyciło ideę i na co dzień pomaga
ubogim i potrzebującym. Budujemy sieć i szukamy prominentnych osób, które pociągną za sobą
kolejne. A my będziemy mogli zająć się kolejnymi misjami optycznymi. Na liście naszych marzeń są
filipińskie wioski rybackie dotknięte przez żywioł, pełne potrzebujących, ale nigdy nie narzekających,
dobrych, serdecznych ludzi. Poza tym zwracają się do nas kolejne środowiska, gdzie bardzo przydałaby się akcja badania wzroku i darmowe okulary. Marzą nam się miejsca niedostępne, a więc bardzo zaniedbane pod względem pomocy medycznej.
Być może uda nam się trafić do obozu uchodźców z
Sahary Zachodniej. W zamyśle mamy jeszcze co najmniej dwa miejsca, gdzie brak pomocy optometrycznej jest szczególnie dotkliwy. Ale o tym, póki co, tylko marzymy (i kombinujemy).

Agnieszka Doberschuetz
& Team - Okulary dla Filipin